Główny Szlak Beskidzki - Etap 21: Stożek - Ustroń
Jeszcze 20km i czerwona kropka! Na początek cudowny wschód słońca. Potem spacer przez Soszów na Czantorię. Po drodze śniadanie i domek Królewny Śnieżki. I ostatnia góra na szlaku - Równica.Plan
Plan jest prosty - dojść do czerwonej kropki!
Ostatni wschód słońca na szlaku
Wstałem w sam raz na wschód słońca, budząc po drodze GSB-owiczów śpiących w przedsionku schroniska. Na taki spektakl warto się obudzić!
Spacer
Schronisko na Stożku oferuje śniadania od 8:00. Szkoda czasu - wychodzę 6:45 i po godzinie docieram na Soszów. Tu pani otwiera bufet o 7:50 więc jestem w sam raz na śniadanie (to w sam raz było zaplanowane).
Po drodze dwie ciekawostki. Przed Soszowem jest Cieślar. Jest to jeden z nielicznych w Polsce szczytów nazwany od konkretnej osoby - w tym przypadku pierwszego wójta Wisły. Innym takim szczytem jest Lubomir w Beskidzie Makowskim, nazwany na cześć Księcia Lubomirskiego. Druga ciekawostka to... domek Królewny Śnieżki :-)
Nie cierpię tego zejścia...
Na Czantorii sporo ludzi, szybka fotka i schodzę. Nie lubię tego zejścia. Nieprzyjemnie strome. Dobrze, że jest sucho. I dobrze, że czerwony szlak chowa się w lesie przed piekącym słońcem
No i Ustroń Polana. Prawie koniec, z naciskiem na prawie. Nie wiem po co jeszcze Równica, ale skoro jest to idę - nie mam problemów z motywacją. Ale nam problem z upałem. Wczoraj miałem patelnię na dużo trudniejsze wejście pod Baranią Górę a wszedłem 45min przed czasem z mapy. Tu już nawet nie patrzę na mapę - idę mozolnie w górę. Upał, asfalt i samochody dają się we znaki.
Na szczycie szybkie lody (ostatni etap, daję sobie dyspensę) i zaczynam schodzić. Najpierw jest stromo, potem się wypłaszcza. Po drodze zabieram wodę ze źródełka przy polowym ołtarzu gdzie spotykali się Ewangelicy za panowania Habsburgów. Mam nadzieję, że nigdy więcej w naszym kraju wierzący inaczej niż życzy sobie władza nie będą musieli chować się po lasach.
Koniec i Kropka
Wreszcie Ustroń i Czerwona Kropka. To już koniec nie na już nic (tzn. jest bus do Bielska, potem pociąg do domu). Wędrówka z plecakiem to domena młodości. Ja w przeciwieństwie - do chyba większości spotkanych na szlaku - nie byłem aktywny jako nasto- czy 20-latek. Były pojedyncze wypady w góry, ale każda Barania, Śnieżka czy Pilsko były okupione 2-3 dniami zakwasów. O wędrowaniu kliku dni z rzędu z plecakiem nawet nie myślałem. 20kg temu wiele rzeczy wydawało się niemożliwych, nie dla mnie. I w takim kontekście każdy kilometr smakował podwójnie. A kilometry przebyte dodatkowo, po dniu na szlaku - po to by wejść na Małą Babią Górę na zachód słońca, w kolejny wieczór zachód na Pilsku i jeszcze następnego dnia wschód słońca na Pilsku) - smakują jak najlepsze lody. I nie dominuje uczucie wyczynu czy duma z osiągnięcia celu. Dominująca jest wdzięczność Bogu. Wdzięczność za brak kontuzji, odcisków, otarć, które mogły mnie wyeliminować z dalszego wędrowania. Wdzięczność za widoki, wschody i zachody słońca, za wodę z górskiego strumyka, za obfitość leśnych owoców, ludzi spotkanych po drodze. A przede wszystkim za nowe spojrzenie na życie. Jestem wdzięczny za zdrowe kolana i serducho. Jestem wdzięczny za pogodę - za pochmurne niebo gdy przechodziłem Rabkę i Jordanów. Za piekące słońce, które wysuszyło szlak pod Baranią Górą. Za mgły i mżawki w Beskidzie Niskim. Za perfekcyjną temperaturę w Bieszczadach i Beskidzie Sądeckim.
Na pamiątkę mam zdjecia, blog i Złotą Odznakę GSB PTTK
Główny Szlak Beskidzki - Etap 21: Stożek - Ustroń. Podsumowanie etapu:
<<< Etap 20