Według znanej legendy, trzej bracia - Lech, Czech i Rus - rozdzielili się i każdy poszedł w swoją stronę. W naszym wykonaniu troje Lechitów, jeden Czech i dwie Rusinki zeszli się w schronisku na Soszowie Wielkim. Dla niezorientowanych w legendach - Lech to protoplasta Polaków, Czech - wiadomo, a Rus z tej opowieści dał początek Ukrainie, a nie tzw. rosji.
Plan
Plan zakładał 24km pętlę z czeskiego Nýdku (Beskid Śląski) na Czantorię, Soszów i Stożek. Jednakże awaria obuwia spowodowała skrócenie trasy i powrót do Nydku z Soszowa.
But Krokodyl
Ruszamy w towarzystwie polsko-ukraińskim. Mamy piękny dzień. Jest 23 kwietnia i po raz pierwszy wiosną 2022 ruszam na szlak bez:
raczków
kalesonów
kurtki
Parkujemy w Nýdku (CZ) przy restauracji Nýdečanka, parking bezpłatny. Idziemy szlakiem czerwonym na Czantorię Wielką (cz. Velká Čantoryje).
Szybko wychodzimy z miasteczka. Szlak prowadzi skrajem łąki. I tu buty jednej z nas postanowiły zrobić "krokodyla". Te buty sporo przeszły i nic nie zapowiadało, że podeszwa będzie chciała iść swoją drogą... Na szczęście mam w plecaku zapasowe sznurówki. MacGyver pewnie zrobiłby to lepiej, ale problem na jakiś czas wydaje się rozwiązany. Tzn. zawiązany.
Czantoria Wielka
Piękna pogoda - słonecznie, ale nie gorąco. Dobra ekipa. Problem z obuwiem nas nie zraża, w dobrych humorach wchodzimy na Czantorię. Wieżę widokową zignorowaliśmy. Ale łąka pod szczytem aż prosi się o piknik w "pięknych okolicznościach przyrody i tego... niepowtarzalnych". (konkurs dla czytelników 2x młodszych ode mnie - skąd ten cytat?)
Trochę poganiam moją grupkę, bo umówiłem się na Soszowie z "znajomym" z Facebook'a. Przepraszam...
Po drodze na Soszów schodzimy na głęboko wciętą Przełęcz Beskid. Otwiera się tutaj panorama na pasmo Skrzycznego i Baraniej Góry - najwyższego w Beskidzie Śląskim. Nazwa "Beskid" podobno właśnie oznacza przełęcz, przejście między górami ("bez" - to po śląsku "przez"; "kyd" to w miejscowej gwarze "grań"). W nazwach miejscowych Beskid zawsze występuje w liczbie pojedynczej. Nazwa mnoga "Beskidy" jest terminem geograficznym, nie występuje w lokalnym nazewnictwie.
Lech, Czech i Rus na Soszowie
Podchodząc do schronisk na Soszowie zwracam uwagę na... wychodek. A dokładnie na dzieło Jana Raspazjana. Charakterystyczny styl można spotkać na wielu szlakach w okolicach Wisły. M.in. pod wierchem Gościejów oraz w kultowej Telesforówce.
Z schroniskiem Soszów mam bardzo miłe wspomnienia. Tu jadłem ostatnie śniadanie w czasie mojego przejścia Głównym Szlakiem Beskidzkim. Dzisiaj na Soszowie umówiłem się z "Mukim Tramnpem". To mieszkaniec czeskiego Trzyńca, entuzjasta Beskidu Śląskiego, kolekcjoner starych pocztówek z polsko-czeskiego pogranicza. Jeśli spotkacie w schronisku na Soszowie pana z gitarą i harmonijką, śpiewającego na zmianę po polsku i czesku, to właśnie on. Chodząca legenda Soszowa.
Przedstawiam moją grupkę i tłumaczę gościom z Ukrainy polską legendę "Lech, Czech i Rus". Spędzamy - przedstawiciele 3 narodów - miło czas przy ukraińskich pierogach, polskich mufinkach (moich!) i czeskich pieśniach Muki Trampa. Ten ostatni przekazuje nam cenną informację dt. skrótu do Nýdku. Dla koleżanki z rozklejonymi butami 9km mniej do przejścia to spora ulga.
Po drodze rozklejają się buty kolejnych dwóch osób. Czyżby ta przypadłość była zaraźliwa? Na wszelki wypadek nie idę zbyt blisko "zainfekowanych" ;-)